Zakapior…..
Skądkolwiek wędrowiec z Polski przybywa w piękne Bieszczady słowo „zakapior” kojarzy mu się z kimś „negatywnym społecznie”.
Kinematografia i literatura ukształtowała wizerunek „zakapiora” jako menela, żula. Takiego gościa, który nic kompletnie w życiu nie robi, tylko całymi dniami wystaje „pod sklepem” i od starych znajomych sępi po 50 groszy, aby za moment przez swój organizm przefiltrować substancję wiadomego pochodzenia.
Menel…. ale nie w Bieszczadach
I taki obraz zakapiora w Polsce być może istnieje. Ale nie w Bieszczadach. To właśnie tutaj w Bieszczadzie, to słowo stało się symbolem wolności. „Wolności ponad chleb” jako rzecze mój wspaniały Bieszczadnik z Krecowa. Zakapiorki i zakapiorzy wpisali się pozytywnie w koloryt regionu. Koleżanki i koledzy po piórze, dłucie i nucie. Wszelkiego rodzaju życiowi autsajderzy z wyboru. Często z wyboru.

Barwne postaci niczym kwiaty….
Doskonałym przykładem jawi się postać bluesmena, pierwszego perkusisty zespołu „Dżem”, który na Zalewie Solińskim znalazł swoje miejsce docelowego przeznaczenia na…tratwie. Michał „Gier” Giercuszkiewicz bo o nim mowa, obok Pustelnika Jano, Króla Włóczęgów Juliusza I, Ryśka „Burego” Denisiuka, „Zbója” Krzyśka Szymali to elita bieszczadzkiego zakapiorstwa, które jakby w ideologii ma za cel ukochanie i opiewanie walorów tych magicznych gór.
Z całą jego szczególną etnicznością, powracającą ( na szczęście) kulturą Łemków i Bojków. A nasze piękne i zdolne koleżanki – ikonopistka Jadzia „Mrówka” Denisiukowa, Anetta Machoń, prowadząca schronisko „Wesołe szwejkowo” (Łupków)- Krysia Rados.
Wiele innych barwnych postaci ( patrz album „Bieszczadzkie twarze). Opiekunka i wsparcie moralne wszystkich zakapiorów – Malina Czyżewska. Prowadząca opiewaną przez Elżbietę Dzikowską ( w swojej książce) „Kuchnię pod malwami” w Polańczyku. Takimi to zakapiorami oni są. Drogowskazami. Mógłbym opowiadać o Nich godzinami, i głęboko jestem przekonany, że i Państwo możecie się z nimi zaprzyjaźnić.
A co mówi legenda i starsi ludzie między sobą powtarzają?
Podobno istniał zakon zakapiorów. W tym samym okresie kiedy po terenach Beskidu Niskiego oraz Bieskidu Wysokiego ( obecne Bieszczady) grasowały zagony Tołhajów – zbójników krwawych i bezlitosnych. Bandytów – Beskidnikami często zwanymi. Zarówno Korona Polska, jak i sam król nie mógł sobie z tym problemem poradzić. W Bieczu nawet został powołany urząd katowski. I szkoła katowska.
Pomimo publicznych egzekucji napady Tołhajów nie straciły na sile. Napadali znienacka paląc domostwa, grabiąc dobytek, gwałcąc kobiety i zabijając mężczyzn. Okoliczna szlachta powołała oddziały samoobrony. Te ochotnicze drużyny rycerskie, na zbroję przywdziewały długie zakapturzone płaszcze, aby ewentualnie przy okazji potyczki – ze względu na troskę o swoich najbliższych – nie zostać rozpoznanym. Rycerze Nocy. Szlachetni i waleczni. Pod kapturem skrywając swe oblicze.
I tyle jeśli chodzi o legendę czy mit.
Przemysław Chmielewski